środa, 21 marca 2012

:-)

Moje rozważania nie mają końca.
Jadąc dzisiaj z pracy i , przy okazji, wdychając dwutlenek węgla i inne spaliny, które zamiast na zewnątrz, uciekały do środka, podduszając lekko pasażerów i powodując u mnie ból głowy, rozmawiałam z Przyjaciółką.
Rozmowa dotyczyła facetów.
Facetów.
Facetów!!!!!
Czym jest romans emocjonalny? Romans emocjonalny, to niezdefiniowany do końca twór w umysłach, który powstaje, gdy obecny partner jest nieobecny. Twór, który sam w sobie z początku jest niegroźny, choć groźnie nazwany "romansem"- zaczyna się od niewinnych refleksji, zwierzeń drugiej osobie płci przeciwnej, która także odwzajemnia wymianę informacji o swoich problemach, sytuacjach, czymkolwiek, co zbliża ludzi do siebie.
Później taka znajomość zaczyna się przeobrażać w chęć spędzania ze sobą więcej czasu, a na końcu przekonujesz się, że Twój obecny partner stał się bardziej daleki niż bliski, a owa druga osoba, która spełnia rolę "kochanka" emocjonalnego, równie dobrze mogłaby być kimś jeszcze i jeszcze bliższym.
No i tu mnie zastanawia jedna rzecz- czy romans emocjonalny zarysowuje się tylko wtedy, gdy na horyzoncie pokazuje się osoba trzecia? Chodzi o to - czy romans emocjonalny wymaga związku, by mógł zaistnieć?
Bo nie zgadza mi się kilka rzeczy, jeśli chodzi o pewną sytuację. Nie moją, na całe szczęście- o swoim związku nie opowiadam. Jestem tu osobą postronną, która śledzi wydarzenia pewnych osób.
No i nie rozumie faktu, jak romans emocjonalny mógł zaistnieć, kiedy to żadne z dwóch osób nie ma żadnego stałego partnera. Czy ten fakt można nazwać romansem w ogóle;-)
Nie wspomnę, że przegadałam na ten temat prawie 2 godziny, idąc, biegnąc, siedząc na schodach Centrum Handlowego, no i oczywiście jadąc w tym autobusie numer CO2:-/
---
No i kolejna sprawa- tym razem już moja. Infantylna;-)
Nie chcę wychodzić za mąż z przymusu- na początek chcę zamieszkać i zobaczyć czy jest OK. Wtedy mogę ustawić sobie życie. I czy w ogóle ślub jest mi do tego potrzebny. Niepotrzebnie przewalona kasa na wesele, by innym było dobrze, bo na pewno nie mnie, wśród niektórych osób, których wolałabym wyrzucić z życia,a nie da się, bo to "rodzina". Patrzeć tak na nich, szczerzyć się na siłę. Chyba nie o to tu chodzi.
Sam fakt, że jakiś świstek , zapłacony, podpisany, fakt obrączek... Równie dobrze mogę sobie walnąć dziarę na plecach z napisem I WILLALWAYSLOVEYOU. Przecież to tylko symbole. Symbole, które sobie człowiek ustalił, a którym wszyscy muszą się podporządkowywać, jak złotemu cielakowi.
I mamy w życiu pełno takich "cudów", które człowiek ustalił. Wiem, porządek- to musi być w życiu każdego z nas, inaczej wciąż siedzielibyśmy na drzewach i wpierdalali banany. Ale czy wszystko ma nam tak ułatwić życie - czy równie dobrze staje się coraz bardziej skomplikowane.
Na przykład. Idę sobie dzisiaj do Centrum Obsługi Konsultantek. Przed pracą, szybko wymienię Mam kosmetyki, których kolor jej się nie spodobał. Wyciągam kosmetyki z torebki, otwieram katalog, wyjaśniam, jaka zaistniała sytuacja... I tu JEB - proszę odesłać do Warszawy, wypełnić formularz (powpisywać tam cuda, numery, daty, ilości, złożyc swój autograf - palanty nie wiedzą chyba, że zapewnią sobie wkrótce nim przyszłość hahaha;-)
No i , jak mnie tak jebło, to mentalnie wywaliło do góry nogami, jak na rollercoasterze, od nadmiaru tych pisanych informacji i mętnym wzrokiem oznajmiam:
- Chcę to po prostu wymienić. Macie tu przecież na stanie te same rzeczy- po co ta biurokracja.
Na to dziewczyna, która rozumiała mój ból, za co jej współczuję tym bardziej, bo jest w idiotycznj sytuacji- chciałaby , ale nie może; odpowiada, że TAKIE SĄ PRODECURY.
No to usidlona po raz kolejny przez złowieszczą procedurę, poddałam się  i wypełniłam, teraz czekanie ok.3 tygodni na rzecz, na jaką chciałam wymienić. Nie był to akurat powód, od którego miałam umrzeć, doznać uszczerbku na zdrowiu czy złamać paznokieć, najwyżej mogłam zaciąć się kartką papieru, ewentualnie przypadkowo wjebać długopis w oko... Dlatego wypełniłam grzecznie, nie wszczynając, o dziwo, awantur.
Jakby dziewczyna była nieświadoma, zapewne mogłabym delikatnie uświadomić ją, że to bzdura, jednakże trafiłam na naprawdę inteligentną i świadomą swojej beznadziejnej sytuacji osobę.
Zostawmy ten tema, sens w tym, że nasz system jest potwornie wadliwy, w każdym aspekcie życia trzeba podporządkowywać się:
- tok edukacji- podstawówka, gimn., liceum/technikum/zawodówa etc., studia i inne wyższe organizacje. To mnie śmieszy, bo od zawsze wpajają nam, że bez studiów nic nie osiągniesz. Gówno prawda, 3/4 sławnych osób, które mają kokosy pierdoliło (za przeproszeniem) cały ten system i szło swoją własną drogą. Szkoła musi być potrzebna, by radzić sobie w życiu,a nie uczyć się na tematy, które zupełnie się nie przydadzą.
- tok życia - skończyć szkołę, poznać drugą połówkę, hajtnąć ise, mieć dzieci, pracę, umrzeć... Single, osoby bezdzietne, jakiekolwiek osoby odchodzące od tego toku, są już mniej poważane, traktowane jako osoby, które odeszły od normy. A jeśli dla mnie normą jest szacunek do tej drugiej osoby, jeśli nie chcę mieć dzieci, na razie, jeśli nie chcę wychodzić za mąż, bo dla mnie to bzdura?... Co wtedy? Odezwą się głosy krytyczne.
- tok pracy - większość z nas pracuje bądź pracowała, na etat, tak naprawdę odwalając robotę dla KOGOŚ, za zarobki nieadekwatne do tego,co tak naprawdę mógłby dostać. Na razie na płacę akurat nie narzekam, tylko sobie mruczę pod nosem coś o moich ideach założenia swojej działalności (tu także system, przez który muszę przebrnąć- system zakładania własnej działalności:-])
- tok religii i wiary. Nikt nie ma tak naprawdę prawa narzucać innym swojej filozofii wiary. Szanuję ludzi, którzy mają swoje własne poglądy na ten temat. Szanuję ludzi głęboko wierzących, bo tak, jak z patriotyzmem- wierzaca raczej nie będę. Naczytałam się na temat religii świata, podziwiam naukę Chrystusa.  To byłoby na tyle, bo nie wierzę w nic poza tym. Jednak  co chwilę w TV, w szkołach, gdzikolwiek ogląda się, słyszy, czyta- wiadomości na temat wiary katolickiej, wydarzeń, skandali. Taki serial "Plebania" (irytująca już jest ta wstępna piosenka;-) - wyrażając swoje zdanie- uważam, że narzuca ludziom konieczność bycia katolikiem. Kler w jakimś stopniu zdominował nasze życie.
Obowiązek chodzenia w niedzielę do kościoła- kończy się tym, że jeśli nie pójdziesz, całkowicie zerwiesz swoją łączność z Bogiem, poprzez popełnienie grzechu ciężkiego. Ta nieobecność równoznaczna jest z morderstwem, gwałtem, pedofilią. Jeśli chcesz, możesz iść na spowiedź, wytłumaczyć się przed Panem Bogiem, którego przedstawicielem jest jakiś członek kleru, plaszczący cztery litery w konfesjonale, co najprawdopodobniej skończy się odmówieniem 10-ciu zdrowasiek.
I teraz pytanie do siebie samej- czy ktokolwiek w to jeszcze wierzy?
Czy są osoby wierzące w Św. Mikołaja? W Dziadka Mroza? W obietnice PO?
---
Humor zajebisty i posiadam nowe okulary z Carry. Czarne muchy (-:
---
Przy okazji- chcę urzadzić pokój wg Feng Shui. I kolejny problem, bo to pokój, w którym śpię, odpoczywam, pracuję, nawet jem ;-) No to przejebane ;-)

Przepraszam za wulgaryzmy, uważam, że one wprowadzają pewną niegrzeczną ekspresję w sposobie wypowiedzi. Dosadność. To powodują.
Duży mętlik w głowie ;-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz