piątek, 26 listopada 2010

Ravel, bębny i nowa floral dress

Napisałam już o rocznicy, teraz nieco więcej o ostatnich dniach.
KasiTa nie próżnuje, wyszukuje w sieci, szpera w ulotkach i dopytuje się o kolejne ciekawe wydarzenia, eventy i inne imprezy, w szczególności kulturalne. Bardzo Ją za to szanuję i podziwiam, bo mi jakoś takie szukanie nie wychodzi i ostatnie, co znalazłam to impreza studentów ASP z 2005 roku (kiedy jeszcze w głowie mi nie były jakiekolwiek studia i czas spędzałam beztrosko z Atheną u pani Sklepikarki w II L.O.;-). Mniejsza z tym- ciekawym wydarzeniem, jakie KasiTa ostatnio zdołała wynaleźć i nawet zarezerwować darmowe miejscówki, była impreza o nazwie SSAFKA (Student Art Festival) w Katowicach.
PROGRAM SSAFKA- KLIK
Akurat we wtorek był koncert muzyki kameralnej, na który wybierałam się dość niechętnie, przyznam, bo co nieznane, to złe. Ravela znałam tylko z pewnego marszu, o którym tu nie będę pisać i z jakichś daleko-wstecz konkursów muzyki klasycznej, w jakich uczestniczyłam z przyczyn typowo uczniowskich- zwolnienia z lekcji.
Więcej jego twórczości nie pamiętam, żałuję za nią i pragnę się poprawić, bo zaskoczył mnie w 100 procentach. No dobra, do rzeczy- na scenę Akademii Muzycznej w Katowicach wyszły dwie dostojne damy (studentki zapewne), jedna skrzypce (powiedz: SZKSYPCZE), druga- fortepian, a i była jeszcze trzecia, co partytury i inne strony z zapisanymi nań graficznymi znakami dźwięków muzycznych przewracała.
Te dwie grające strasznie mnie urzekły, szczególnie spódnica jednej z nich, długa, czarna, idealnie dopasowana, jakby długa bombka, z falbanami, niesamowity krój i jakbym była jakąs dostojną damą, zapewne byłby to mój 'must have' do zapasów w szafie, jednakże taką damą nie jestem i pozostaje mi tylko obejść się smakiem czarnej spódnicy.
Dziwne, że na skrzypcach można tak eksperymentować.
Obie wczuły się niezmiernie w odgrywaną przez nie muzykę, a jak patrzysz zawsze na kogoś, kto robi to z wyczuciem i pasją, sam tą pasję zaczynasz odczuwać. Dlatego też dźwięki wygrywane przez dziewczyny otoczyły mnie, szczególnie te skrzypce, tak zawodzące, miejscami czułam, jakby ktoś paznokciem ocierał o ścianę albo o tablicę (taki dreszcz;-).
To jest ten utwór, w dwóch częściach. Dziwny, ale jakoś piękny, na żywo o wiele lepiej, jak zawsze- w przypadku takiej muzyki i jazzu...
KLIK
KLIK2
Później, na scenę weszło dwóch chłopców- chudziutkich syneczków, podeszli do stojących naprzeciwko siebie dwóch zestawów perkusyjnych, zaczęli stukać pałeczkami w bębenki, a później, utwór rozwijał się coraz bardziej, dokładali nowe brzmienia innych bębenków, talerzyków, kotłów... aż wyszła niesamowita melodia i znowu mnie to otoczyło i skończyło się na kolejnej kontemplacji. Nie umiem tego opisywać- tu jest link do tego utworu:
KLIK
Zatem uważam, że KasiTa zrobiła najlepszy dobry uczynek, wyciągając mnie z czterech ścian, sadzając moje cztery litery w linii bus nr 820 i jadąc ze mną po zarezerwowane przez siebie wejściówki do A.M. w Katowicach.
Przy okazji zaliczyłyśmy "Złotego Osiołka", bar wegetariański, moje ulubione miszmasz serka białego ze szpinakiem, zmieszanego z lasagne. No i nie zabrakło 'spięć' - hehe, braku prądu w Osiołku :-)
Było super, dziękuję, Rudzielcu mój;-*

-----------------------------------------
A.M. pozwiedzana, niesamowity projekt p. Koniora, świetnego architekta, wybieram się teraz do Cieszyna na jego wystawę.
to we wnętrzu A.M. , niesamowity klimat...

Rozwiązania architektoniczne w budynku są naprawdę..dziwne i piękne, niesamowicie pomysłowe. Budynek odzyskał świeżość, dzięki tej dobudówce...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz