środa, 22 maja 2013

:-)

Pierwszą "wyprawą" fakultatywną w Helladzie była wycieczka do Meteora (szczerze, to nie wiem, jak się odmienia nazwę METEORA, dlatego zostawię ją w formie mianownika, bez przekształceń;-).

Nie jestem dobra w poetyckich opisach miejsc. Nie będę tu opowiadać o "wiszących klasztorach pod greckim niebem". Od tego są zdjęcia, dzięki którym można choć troszkę poczuć to, co ja wtedy.
A co czułam?
W pierwszym momencie był to lekki strach, jaki miewam, widząc duże wysokości. Następnie ogarnia mnie spokój. Jedziemy serpentynami, po prawej, a następnie z lewej strony, rozciąga się widok ogromnych, kilkusetmetrowych skał. Porównałabym je z naszymi Górami Stołowymi i formami skalnymi w drodze na Szczeliniec, chociaż te są o wiele bardziej masywne i "wyrastają" jakby z płaskiego terenu, dzięki czemu wzbudzają niesamowity respekt.

Ok, koniec "fandzolenia".




Rzeka Πηνειός (Pinios) w Dolinie Τέμπη (Tempe).





W drodze do Źródełka Młodości:-)
Niestety, żadna z nas nie będzie wiecznie młoda. "Zmyję sobie tapetę!" tym razem wzięło górę.


Koty w Grecji są na każdym kroku. Są bardzo wrażliwe na wstrząsy sejsmiczne- dlatego reagują nerwow w razie trzęsienia ziemi nawet dzień przed i tym samym ostrzegają mieszkańców.




Z Wikipedii:
Nad rzeką, płynącą dnem doliny, przerzucono wiszący most dla pieszych, który prowadzi do ulubionego greckiego sanktuarium - Agia Paraskewi. Maleńki XIII-wieczny kościółek pw. św. Paraskewii znajduje się w cieniu drzew, doskonale wkomponowany w masyw górski, lita skała stanowi nawet element konstrukcyny niektórych kaplic. Nad wejściem powiewają dwie flagi: biało-niebieska grecka i żółta, z dwugłowym, czarnym orłem cesarskim, flaga Greckiego Kościoła Ortodoksyjnego (Prawosławnego). Wnętrze zdobią bizantyńskie malowidła. Charakterystyczna jest ikona przedstawiająca świętą z oczami na tacy - podobno umarła męczeńską śmiercią, wcześniej własnoręcznie się oślepiając, by uniknąć pohańbienia.




Wikipedia:
Legenda głosi, że Dolina powstała po kłótni braci Zeusa i Posejdona. Zeus cisnął grom, który głęboko przeorał góry, zaś Posejdon uderzył w ziemię trójzębem i wypłynęła woda.
W otoczeniu sanktuarium znajdują się dwa legendarne źródła: Źródło Afrodyty tryska ze skały blisko mostu, tworząc romantyczną sadzawkę w otoczeniu drzew laurowych. Według mitologii to właśnie tu kąpała się Afrodyta przed spotkaniami z Adonisem. Podobno woda stąd przywraca młodość i zapewnia szczęście w miłości. Aby dostać się do drugiego źródła, trzeba pokonać wąską skalną szczelinę - pieczarę z wykutym w niej przed wiekami lub tysiącleciami kilkunastometrowym, krętym chodnikiem. Na jej końcu znajduje się ujęcie wody, którego patronką jest nimfa Dafne. Podobno wpływa korzystnie na wzrok.









"Koniecznie kup sobie ikonę!"- takie przykazanie usłyszałam.
Co prawda jest to piękna i misterna sztuka, jednak dla mnie najlepszą pamiątką zawsze były, są i będą zdjęcia, dlatego zabrałam autorom trochę ich dzieł i umieściłam na cyfrowej kliszy:-)




W drodze do busa. Kierujemy się powoli do celu. Meteora.


Szybki postój dla tych, którzy chcą zakupić pamiątki.


My w tym czasie postanowiłyśmy złapać trochę promieni Słońca.
Wykorzystamy ten ogromny upał, mimo wczesnej pory.


Każda z nas widziała w tych skałach coś innego.
Ciekawe, co ten, kto akurat to czyta, tam dostrzeże???





Zaczyna się robić wysoko.






Lęk wysokości został zastąpiony przez błogi spokój i , jak widać, nie bałam się siedzieć ze zwisającymi kilkaset metrów w dół, nogami ;-)





Jeden z "tych", wiszących Klasztorów, udostępniony dla turystów.




Do dziś nie wiadomo, jak dokładnie zbudowano Monastyry.
Najczęstszą i najbardziej prawdopodobną z teorii jest ta, w której mowa o wciąganiu elementów konstrukcji na linach. Na początku, by dostać się do samego klasztoru, wchodziło się właśnie po linach.
Inną, mniej prawdopodobną ;-), jest legenda o Św. Anastazym, którego na szczyt skały wzniósł orzeł. Zbudował on najstarszy klasztor.




Jeśli się przyjrzeć w powiększeniu, w centralnej części zdjęcia, na skale, można zauważyć grecką wersję "JESTEM HARDKOREM!".




Miasto u podnóża Meteorów- Kalampaka.



"No to HOP!"







A więc powoli zjeżdżamy w dół. Przez Kalampaka udaliśmy się do hotelu.



Jako, że tradycja grecka zabrania wchodzenia do klasztorów w odzieży odsłaniającej więcej ciała, zdecydowałam już w domu, że wezmę na tą okazję niedawno kupioną spódnicę. Ma ciekawe rozcięcia z boku, i krótszą podszewkę, więc mimo wszystko, nie wyglądałam jak zakonnica.
A ten cielisty kolor... Po prostu uwielbiam:-)

Podczas jazdy i postojów miałam na sobie biały, koronkowy gorset, a na to beżową kurtkę.
Jednakże, znowu, nie wypada mi łamać bogatej, greckiej tradycji i wzięłam do torby coś "zakrywającego".

A więc:
Spódnica- River Island
Gorset- Cubus
Kurtka- H&M
Czarny T-shirt z kieszonką- Orsay
Torba-worek z ćwiekami- David Jones
Sandały- Inditex (nie pamiętam, który ze sklepów:-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz