wtorek, 25 września 2012

;-)

Że tak na początek może zacznę od najwcześniejszego wypadu- skromnie, jednodniowo do Ogrodzieńca.
Tuż przed oficjalnym urlopem wpadliśmy w vana oraz na pomysł- ruszyć się w końcu na Jurę Krakowsko-Częstochowską. Jest to niedaleko, bo  około 40-50 km ode mnie. Pamiętam ze szkoły, jak co roku organizowane były wyjazdy właśnie w celu zwiedzenia ruin zamku w Ogrodzieńcu.
Całą 'fotorelację' znajdziecie tutaj:
(klik w napis)
KLIK-GALERIA

Ruiny , mimo, że pozornie nazywane "ruinami" są tak naprawdę niezwykle zadbane. Jeśli chdozi o dbałość i wymowę - ludzie z tamtejszych stron cechują się właśnie z nienaganną dykcją oraz lekkim pedantyzmem. Ale pedantyzmem na swój sposób sposób artystycznym, nieprzekolorowanym. Bez tynkowania ruin na żółty kolor.

Zamek to dość miły sposób na zrzucenie kilku kilogramów, niestety- mimo widocznego rozwoju pod względem turystyki, o windach czy kolejkach, całe szczęście, możemy pomarzyć.
A to dobrze, gdyż - z mojego punktu widzenia- takie różnorodne pod względem strukturalnym miejsca, mogą spowodować nagły wzrost weny twórczej. Nie ma monotonii, wciąż można jeszcze znaleźć skamieniałego trylobita (jak moje pamiętne znalezisko z czasów szkoły podstawowej:-) czy odkryć jakieś ukryte okno, z którego rozpościera się naprawdę czarujący widok na panoramę Jury.


Więcej zdjęć do obejrzenia w powyższym linku.


Natomiast po wędrówce po ruinach oraz posileniu się "plackiem po jurajsku" wskoczyliśmy do vana i przy dźwiękach niezwykle ponadczasowego "Black or white" Michael'a Jackson'a pojechaliśmy na Czubatkę- szczyt i punkt widokowy zarazem. Widoczne zagłębiowskie pejzaże oraz lekko wyłaniająca się zza gęstego lasu, Pustynia Błędowska, powodują niemy zachwyt- że tak blisko można zobaczyć niesamowicie podbudowującą i motywującą przestrzeń. Jest to miejsce zbyt mało jeszcze zagospodarowane pod względem gapiów, turystyki i komercji, bo nie ma tam po prostu nic- wzniesienie i stara wieża obserwacyjna;-) W dodatku oznaczenia dojazdowe na górę są jeszcze bardziej mylące niż nasza instynktowna orientacja w terenie, więc kierować się należy jedynie z pomocą starego, dobrego i niezawodnego kompasu;-)
Podobnie do obszarów Pustyni Błędowskiej, jak już wcześniej napisałam, teren ten jest niekomercyjny, mało tu ludzi, a poza nimi nie ma już w ogóle nic pachnącego hamburgerami czy świecącego na jaskrawe kolory.. A możnaby...Ale z drugiej strony...po co obrzucać konfetti i tak już piękne miejsca, niech zostaną takie, jakie są- dla nielicznych wtajemniczonych w naturalne atrakcje obszaru. Gdy nic się nie świeci poza tymi  terenami, możemy szybciej docenić  ich naturalne piękno.

---
btw- spodnie-zara
koszula- stradivarius
torba- vintage
buty- bershka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz