Wiecie na czym polega przyjaźń? Na tym, by być jak najczęściej oparciem dla drugiej osoby- i z wzajemnością. By akceptować wady i zalety, a także nauczyć się przyjmować to, co oferuje druga osoba. Tak też jest w przypadku przyjaźni mojej i 3. zakręconych osób.
Tu opowieść o przyjaźni z KasiTą - niesamowicie zakręconą i pełną energii, szaloną, rudą kobietką.
Opowieść o spontanicznym wypadzie "Polskim Busem" do stolicy Austrii. O tym, że nieplanowanie może bardziej cieszyć, niż planowanie. Oraz o tym, że przygoda daje kreatywną satysfakcję i niesamowicie rozwija.
Polski Bus- 70 złotych w dwie strony;-)
Katowice- godzina 13.00. Lekko spóźniona już docieram na dworzec PKS, by tam kupić Karmi (brak koncesji na alkohol skutkuje brakiem konkretnych procentów). Spotykam się z Kasią, która pokazuje wydruk biletów na autobus. Oraz pojawia się autobus- duży, czerwony, pojemny i całkiem przyzwoity (zaopatrzony w WiFi i toaletę, a to już coś;-).
Początek września, u nas około 15 stopni i lekka mżawka.
Wyjeżdżamy z Katowic, mijamy Cieszyn, wkraczamy na Czechy.
Przed nami ekipa troszkę młodszych chłopaków z PL. A dokładniej studentów rzeszowskiej uczelni. Rozmowa, później piwko, a na końcu propozycja:
"Mamy wolne 3 miejsca w hostelu, zarezerwowane,ale ekipa się wykruszyła".
Perspektywa spania w nieznanym mieście, dość dużym, była dość oryginalna, dlatego jak najbardziej przystanęłyśmy na propozycję ekipy rzeszowskiej. I bardzo dobrze- 13 euro za nocleg w ciekawym hostelu, w centrum Wiednia, w uroczej kamienicy rodem z czarno-białego filmu, w której hall zdobiły rzeźby i kolumny, to było jak luksus.
Kamienica w niewielkiej uliczce (nazwę już zapomniałam). Naprzeciwko dom lekkich obyczajów, czerwone kurtyny, Afroamerykanki w skąpych, czarnych gorsecikach. Wykwintne, jak na 'burdel'.
Około 22.00 wybraliśmy się na spacer po mieście. Ciepłe, jak na tą strefę klimatyczną powietrze, sporo imprez dookoła. Przejażdżka metrem wiedeńskim (niesamowicie zaplanowanym), poszukiwanie drogi do Volksgarten, w którym zaplanowaliśmy kulturalnie wypić piwko i porozmawiać z chłopakami. Co się okazuje - nie tak łatwo tam trafić, gdy się ejst po raz pierwszy, nie ma mapy, a ludzie w 3/4 to obcokrajowcy, którzy sami nie wiedzą;-)
Zrezygnowani siadamy na ławce i okazuje się, że kiepsko z transportem powrotnym, więc kierujemy się dalej. I znowu szczęście- oczom ukazuje się ten upragniony Volksgarten, po przebyciu i zobaczeniu chyba wszystkich zabytków wiedeńakich nocą ;-)
Niestety, nie mam zdjęć z tej nocy, pozostały mi wspomnienia - rosyjskich bandziorów szukających jakiegoś delikwenta "WITH F*** ITALIAN SWEATER!" z handmade pałkami do bicia. Te obolałe nogi po przebyciu chyba 10 kilometrów i okrążeniu centrum Wiednia w 10-centymetrowych szpilach. Wrażenie jednak bezcenne. Piwo smakuje wtedy wybitnie;-)
---
(okulary-R*B, tshirt- Cropp, pasek i legginsy-H&M;-)
Tu opowieść o przyjaźni z KasiTą - niesamowicie zakręconą i pełną energii, szaloną, rudą kobietką.
Opowieść o spontanicznym wypadzie "Polskim Busem" do stolicy Austrii. O tym, że nieplanowanie może bardziej cieszyć, niż planowanie. Oraz o tym, że przygoda daje kreatywną satysfakcję i niesamowicie rozwija.
Polski Bus- 70 złotych w dwie strony;-)
Katowice- godzina 13.00. Lekko spóźniona już docieram na dworzec PKS, by tam kupić Karmi (brak koncesji na alkohol skutkuje brakiem konkretnych procentów). Spotykam się z Kasią, która pokazuje wydruk biletów na autobus. Oraz pojawia się autobus- duży, czerwony, pojemny i całkiem przyzwoity (zaopatrzony w WiFi i toaletę, a to już coś;-).
Początek września, u nas około 15 stopni i lekka mżawka.
Wyjeżdżamy z Katowic, mijamy Cieszyn, wkraczamy na Czechy.
Przed nami ekipa troszkę młodszych chłopaków z PL. A dokładniej studentów rzeszowskiej uczelni. Rozmowa, później piwko, a na końcu propozycja:
"Mamy wolne 3 miejsca w hostelu, zarezerwowane,ale ekipa się wykruszyła".
Perspektywa spania w nieznanym mieście, dość dużym, była dość oryginalna, dlatego jak najbardziej przystanęłyśmy na propozycję ekipy rzeszowskiej. I bardzo dobrze- 13 euro za nocleg w ciekawym hostelu, w centrum Wiednia, w uroczej kamienicy rodem z czarno-białego filmu, w której hall zdobiły rzeźby i kolumny, to było jak luksus.
Kamienica w niewielkiej uliczce (nazwę już zapomniałam). Naprzeciwko dom lekkich obyczajów, czerwone kurtyny, Afroamerykanki w skąpych, czarnych gorsecikach. Wykwintne, jak na 'burdel'.
Około 22.00 wybraliśmy się na spacer po mieście. Ciepłe, jak na tą strefę klimatyczną powietrze, sporo imprez dookoła. Przejażdżka metrem wiedeńskim (niesamowicie zaplanowanym), poszukiwanie drogi do Volksgarten, w którym zaplanowaliśmy kulturalnie wypić piwko i porozmawiać z chłopakami. Co się okazuje - nie tak łatwo tam trafić, gdy się ejst po raz pierwszy, nie ma mapy, a ludzie w 3/4 to obcokrajowcy, którzy sami nie wiedzą;-)
Zrezygnowani siadamy na ławce i okazuje się, że kiepsko z transportem powrotnym, więc kierujemy się dalej. I znowu szczęście- oczom ukazuje się ten upragniony Volksgarten, po przebyciu i zobaczeniu chyba wszystkich zabytków wiedeńakich nocą ;-)
Niestety, nie mam zdjęć z tej nocy, pozostały mi wspomnienia - rosyjskich bandziorów szukających jakiegoś delikwenta "WITH F*** ITALIAN SWEATER!" z handmade pałkami do bicia. Te obolałe nogi po przebyciu chyba 10 kilometrów i okrążeniu centrum Wiednia w 10-centymetrowych szpilach. Wrażenie jednak bezcenne. Piwo smakuje wtedy wybitnie;-)
---
(okulary-R*B, tshirt- Cropp, pasek i legginsy-H&M;-)
Kolejnego dnia szykowało się jeszcze więcej wspomnień...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz