wtorek, 7 lutego 2012

no to come back

Razem z zakończeniem (chwilowym) mojego obecnego źródła zarobku (visual merchandiser- zabawa z ciuszkami, fajne przeżycie:-) oraz skończeniu wszystkich zaległych projektów graficznych, które dalsi bądź bliźsi znajomi ode mnie chcieli ($$$ w oczach) - wracam z powrotem do domu, szykuję spore zmiany (od czasów liceum nie zmieniałam nic) oraz przygotowujemy się już na poważnie do zmiany miejsca zamieszkania - daleko, daleko, gdzie ludzie bardziej doceniają sztukę. Ale na razie nie skończyłam jeszcze wszystkich planów, związanych z moją edukacją. Portfolio się robi, niestety- aby mieć naprawdę fajne , graficzne portfolio, trzeba przysiąść i mieć sporo czasu, na którego brak niestety narzekałam ostatnimi miesiącami. Teraz postanowienie rozwoju i dość wygórowane ambicje znowu zaczynają wybudzać się z zimowego snu.
-
Ciekawym doświadczeniem był nasz wyjazd do Marsa Alam (ciepłego zakątka magicznego Egiptu). Co prawda piramid nie zwiedziliśmy (po co mam sie wpatrywać w jakieś skalne cuda, skoro naoglądałam się tego za dużo od dziecka we wszelakich książkach i broszurach:-), ale wybraliśmy się na inne wycieczki.
Przede wszystkim- All Inclusive. To jest to,czego potrzebowałam po wyjątkowo nieprzespanym i zapracowanym grudniu. Nic dodać, nic ująć. Drinki z palemką (albo innymi ozdobnikami;-), przepyszne jedzonko (żadna "Zemsta Faraona" nas na szczęście nie dopadła;-), przekąski i atrakcje typu 'belly dance' czy 'zumba' oraz przeróżne pokazy taneczne,  koncerty i inne w "Show Time" - czyli hotelowym 'koloseum' :-)
Nasz hotel, co prawda tylko 4-gwiazdkowy, na miano lepszego zasłużył sobie.
Czysto, schludnie, plazmy na ścianach, łazienki, wc, wygodne łóżka, przemiła obsługa i , przede wszystkim- widok! Z jednej strony pustynia, z drugiej Morze Czerwone. Totalne odludzie, żadnej metropolii ani miasta w promieniu 10 km:-)
--
MARSA ALAM- MAPY GOOGLE
HOTEL TRITON
--
Temperatura średnio wynosiła 25 stopni, w nocy wahała się od ok. 13 do (najcieplejsza) ok. 18. Czyli śmiało można wyrzucić te wszystkie kożuchy, w których wylądowaliśmy z Pyrzowic.

--
A teraz o atrakcjach.
Pierwsze dwa dni mijały na słodkim opalaniu się, imprezach w klubie (Party Rock LMFAO- nasza piosenka z tamtego pobytu;-) i korzystaniu z pakietu rozrywkowego All Inclusive- mianowicie wszystkie pokazy - tańczących 'Afrykańców' , pokazy belly dance, nauka tańca brzucha czy zumba i poranny aerobik...
Kolejne dni to juz (dość konkretne) wywalanie naszej kasiory;-)
Rybki jadły dosłownie z ręki...
I fantastycznie masowały i szczypały złuszczony naskórek;-)
Takie atrakcje przy hotelowej plaży...
(podgrzewane baseniki z różnymi atrakcjami:-D)
Muszelek niestety, nie można było brać ze sobą, bo 'co z Morza Czerwonego, to w Morzu Czerwonym zostaje' - to dobrze, przynajmniej podwodny świat jest tam prawie w nietkniętym stanie.
A w środku chował się moj przyjaciel, Krabik:-) Gdy tylko położyło się muszelkę dziurką do dołu, Krabik wystawiał nóżki i uciekał;-)




Full masaż olejkami, scrubem kokosowym, jakies zielone maseczki, po zabiegach sauny i jaccuzi. Polecam, niesamowicie odpreża i powoduje, że moja skóra naprawdę odżyła. Mojego 'schatza' także wciągnęłam w ten wir - co spowodowało, że nie da się go ostatnio odciągnąć od saun ;-) Ale to już później.
Wliczona w All Inclusive siłownia...



---



Wielbłądy! To jest, podobno, to, czego po piramidach ;-), nie może zabraknąć podczas wyjazdu do Kraju Faraonów. Piramidy olaliśmy, ale na wielbłądach trzeba sobie pobrykać. Wytrząsły nami, jak galaretą, ale to przekochane stworzonka:-) Pieszczochy:-) Oczywiście full wypad - najpierw wzdłuż rafy, przy morzu. Później skręcamy w głąb Sahary i lądujemy na herbatce u Beduina.


Zabawny pan z Rosji stwierdził czy to aby na pewno 'real Bedouin' - czy może po pobycie w swojej chatce i pożegnaniu ostatnich turystów wsiada w Maybacha i zapierdziela do 5-gwiazdkowego hotelu.
Podobno prawdziwy, zakupiłam u niego bransoletkę-amulet (przezorność;-). Tu tekst, dotyczący 'oka' z:
AMULET:-)
W wielu krajach , miedzy innymi w Grecji wiele ludzi wierzy ,ze ludzkie spojrzenie majace w sobie zlo, zazdrosc czy niechec moze nam zaszkodzic.  Moze spowodowac np. bol glowy. Oprocz nas na to tzw. ZLE OKO sa najbardziej narazone dzieci i zwierzeta.
(...)
       Osoby ,ktore sa w stanie nawet niechcacy swym wzrokiem skrzywdzic innego maja przewaznie blekitne oczy...
                              Aby sie ochronic przed takim dzialaniem ZLEGO OKA, sa sposoby.
 Najlepszy jest amulet  ! Oczywiscie! Jego celem jest sciagniecie uwagi osoby ktora moze nas zauroczyc, dlatego jest koloru niebieskiego i ma ksztalt oka. Niemowletom przypina sie takie OKO do wozeczka, do ubranka, albo zamiast tego zawiesza niebieski koralik na bransoletce albo lancuszku. Osoby dorosle wystarczy ze maja jakis pierscionek, albo inny dodatek w tym kolorze.
I ciekawy artykuł nt. egipskich amuletów etc.
U beduina herbatka z hibiskusa (zwana pot. egipską viagrą;-) - polecam jak najbardziej, u nas znalazlam na razie mieszankę suszu z dziką różą (plus jabłko i jarzębina), ale nie wybrałam się jeszcze do prawdziwego zielarskiego czy herbaciarni, nie było kiedy:-)
Sam Beduin miał dość intrygujący instrument, przypominający połączenie harfy i gitarą akustyczną. Co prawda nam wyszła kocia muzyka, ale on był w tym wirtuozem. Piosenki egipskie (arabskie) są specyficzne, szczególnie te 'ludowe' ballady romantyczne - nie mają rytmu, inaczej się je 'wyśpiewuje' - za to brzmią naprawdę pięknie podczas zachodu Słońca na pustyni.





Nostalgiczny nastrój musiał zostać przerwany, postanowiłam przypomnieć sobie stare czasy i jazdę na koniku. Wsiadanie wyszło z wprawy, ale już podstawy jazdy nie i 'postąpałam' sobie z konikiem;-)

---
Egipcjanie nic sobie robią z przepisów drogowych, jeszcze nigdy tak szybko nie zasuwałam w autobusie typu nasze busiki;-)


Snurkowanie miało miejsce w Abu Dabab, w polskim centrum nurkowym, całe szczęście - ciężko zrozumieć akcent egipskiego-angielskiego;-) Nawet nauczyciel angielskiego z Rosji stwierdził, że trzeba sie przyzwyczaić...


Rafy koralowe są cudowne w Marsa Alam, złapałam bakcyla, kiedy zobaczyłam ok. 1,5 metrowego żółwia (coś tak duży jak ja;-), który skubał trawkę na dnie i , który w pewnym momencie zobaczył nas i zaczął płynąć w naszym kierunku, w ogóle się nie bojąc. Niestety, dziewczynki z Wa-wy nie wysłały mi zdjęć i muszę pomóc sobie znowu grafiką google.
Płaszczki i meduzy, już mniej fajne, ale także zapierające dech w piersiach.
Ryby krokodyle, na pierwszy rzut oka wyglądające jak leżący na dnie krokodyl. "Lion fish" , nie wiem, jak w języku PL. I masa innych rybek- mniejszych, większych, ogromnych, roślinek żyjących na rafach... Wszystko to, podczas dwukrotnego, podwodnego seansu , razem z maskami i rurkami. Jedno wejście do wody trwało ok. 40 minut. (w styczniu, kto by pomyślał;-)
A widoki, jak w filmach przyrodniczych...


Nie zapomnę także widoku prawdziwej otchłani- głębi morskiej.
Zaczęło być ciemno, zimno, rafy schodziły głębiej, nie było widać dna, tylko czarną plamę. Rafy stały się poszarzałe i jakby za mgłą. Piekny,ale równie straszny widok!!
---
Tak minął nam tydzień w Egipcie. Niezapomniany, zimowy tydzień w niesamowitym państwie, gdzie 'wszystko się zaczęło' ;-)
Poznaliśmy masę osób, z Polski, Włoch, Rosji, Francji czy Niemiec, a przede wszystkim- z Egiptu:-)
Sahara z lotu ptaka...
Morze Czerwone
Gdzieś nad Morzem Środziemnym (praktycznie cała Europa pokryta była chmurami)
Gdzieś-tam wyłania się Turcja:-)
Zachód Słońca (okolice Rumunii;-)






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz