środa, 26 września 2012

:-)

Wiedeń, jak już może wspominałam, ma całkiem inną estetykę, niż ukochane Włochy. Nie jest to klimat stricte niedbale artystyczny, dlatego też nie wpadł totalnie w moje gusta swoim pedantyzmem, perfekcją i dbałością o wszystko. Pod względem wizualnym wygrywa na razie państwo włoskie, jednak Wiedeń ma także swoje perełki. Chociażby sztuka- gdzie tylko spojrzeć- niuanse artystyczne. Muzycy na ulicach, obrazy w wc (nawet Mondrian się znalazł), street art i performance.
Tego we Włoszech  w aż tak ogromnym natężeniu nie widziałam.
-
Spacerniakowo dobrnęłyśmy z Schonbrunn do centrum.
Tam - wymuszony shopping do esprita w celu zakupienia czegoś lżejszego na obecny już wtedy dokuczliwy upał;-)
I właśnie tu poznałyśmy z Kasitą Amira. Młodego Serba, pracującego w Wiedniu i mieszkającego niedaleko, w stylowej kamienicy, w artystycznie urządzonym, przytulnym mieszkanku. Student ekonomii.
Cieszący się  ikorzystający z życia. Dlatego skorzystałyśmy razem z nim;-)
(Rozmawiając z Amirem po angielsku przy kawie, doszłam do wniosku, że dobrze byłoby wpaść do niego na mieszkanie  i zapalić zieloną  "fajkę przymierza".
Kasita: - o czym gadacie?
Ja- Amir zaprasza nas do siebie na jaranie.
Kasita- Baśka!!!!!
Ja- idziemy;-)
Chłopak oprowadził nas jeszcze po centrum Wiednia i udaliśmy się do niego. Rozmowa o życiu w języku angielsko-niemieckim. I szczery śmiech Amira pozostaną jeszcze długo w pamięci. Niestety, trzeba było powstać z miejsca i ruszać dalej, na podbój Wiednia, bo do 22.oo zostało już niewiele czasu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz